blog 1

Cena cudów nie czyni czyli jak zainwestować w pierwsze buty biegowe

Ach, ruszyłem dupę z kanapy i nie mówię, że ruszyłem się, żeby iść do kuchni i otworzyć drzwi od lodówki w poszukiwaniu jedzenia lub sprawdzenia czy światło się w niej świeci. Słuchajcie, naprawdę ruszyłem dupsko z kanapy i zacząłem uprawiać sport. Zacząłem biegać, ale najpierw poleciałem do sklepu kupić buty do biegania, bo przecież w trampkach się nie biega. Wpadam do sklepu z napisem „Stonka”, lecę do dużego kosza, a nad nim kartka “BUTY BIEGOWE z dużą amortyzacją dla każdego rodzaju stopy” i napis “promocja 149,99”. No dobra, jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B. Kupuję te super buty biegowe, wracam do domu cały zadowolony. Przecież mam swoje pierwsze porządne buty biegowe. Następny dzień, poranek, słońce świeci, a ja cały zmotywowany. Szybki prysznic, lekkie śniadanie i można działać dalej.

Zakładam wypasione sportowe buty ze „Stonki” i w drogę. Biegnę chodnikiem, później asfaltem, a na koniec po polach. Mija tydzień, drugi, a w trzecim tygodniu zaczyna mnie boleć stopa, paznokieć zaczyna robić się czarny i pięta jest obtarta. Kurde, chyba z moimi MEGA WYPASIONYMI butami jest coś nie tak? No jak to, przecież kupiłem je z kosza z napisem “do biegania”? Poza tym chodzę w obuwiu 42, to czemu te buty są takie ciasne, te biegowe też są 42. Widocznie w centymetrach jakiś pan Chińczyk przyciął na materiale i zrobił je mniejsze. Widać na czym gospodarka się bogaci, na każdym jednym centymetrze materiału. Sfrustrowany szukam sklepu specjalistycznego z butami biegowymi, bo bieganie zaczęło sprawić mi przyjemność, czerpię tę medytację pełnymi garściami, a tu DUPA, DUPA, moje nogi nie chcą się ruszać, bolą, a ja CHCĘ i pragnę biegać. Po wygrzebaniu w necie sklepu trafiam do specjalisty. Wchodzę, a tam gigantyczna ściana z butami, stoję przed nią i dostaje oczopląsów, Boże, ile tego jest, czy to wszystko służy do biegania?  W tamtym sklepie był tylko jeden metalowy kosz, a nad nim kartka „buty biegowe”. O ileż było łatwiej. Podchodzi do mnie Pan i pyta się w czym mi doradzić. Opowiadam mu, że dopiero zacząłem biegać, biegam krótkie odcinki tak 5 km co drugi dzień, robię rozgrzewkę przed każdym biegiem tak jak kazali i tłumaczyli. Pan z lekkim uśmiechem mówi, że to bardzo dobrze, bo nie nabawię się kontuzji i będzie mi dużo łatwiej zwiększać dystanse. Pan każe mi usiąść, zdjąć buty i skarpetki, bo chce obejrzeć moje stopy. Pierwsza moja myśl: Boże, gość nie ma co robić, tylko moje stopy oglądać? Ja tu przyszedłem tylko po buty do biegania, a nie na oglądanie stóp. Przecież wystarczy, że da mi dwie, trzy pary do przymiarki. O, na przykład te granatowe po prawej stronie albo tamte biało czerwone po lewej, a najlepiej te czerwone na wprost, bo czerwony to szybki kolor i będę biegał szybciej. No dobra, po namowie gościa ściągam buty, skarpetki, doradca każe mi postawić stopę na brenoku (taka dziwna miarka) później każe mi się przejść na bosaka po podłodze. Kurde czuję się jak modelka chodząca po wybiegu. Halo, ja tu przyszedłem kupić buty do biegania, a nie paradować po podłodze i to jeszcze na bosaka. No dobra, po 10 minutach oglądania i pomiarach moich stóp doradca stwierdził: Ma pan stopę neutralną i rozmiar 44, czyli 28 cm. Na co ja – ale że co? Przecież cały czas mam pantofle i inne buty w rozmiarze 42, a on mi tu wciska kit, że mam 44. Gość chyba nie zna się na cyferkach, a w szkole nie był pilnym uczniem na matematyce, ale niech mu będzie, mam rozmiar 44. Pan cały czas się patrzy na mnie i dziwnie uśmiecha, na co nie wytrzymałem. Może mi Pan powiedzieć o co kaman, czemu tak się pan patrzy i uśmiecha? Na co doradca mówi: a bo widzę pana zdziwienie jak powiedziałem o rozmiarze pana butów biegowych, a mogę się założyć, że biegał pan w dużo mniejszych? Na co ja: a skąd pan wie? Na co doradca mówi do mnie: a bo ma pan obtartą piętę, czarny paznokieć i odgniotki na kostkach przy palcach. Myślę, że rozmiar był około 42. Boże, może ten gość nie jest dobry z matmy, ale czyta w myślach. Przecież kupiłem buty w „Stonce” w koszu z napisem “buty biegowe”. Helooooooł, zapłaciłem za najwyższy model 150 zł. Doradca na koniec pyta się w jakich butach biegam, odpowiadam mu, że w tych „Stonkowych” i to nie tych byle jakich tylko PRO.

Pan tylko spojrzał na mnie z uśmiechem i pyta się, czy przynieść mi buty dopasowane do mojej stopy, na co ja mówię,  tak poproszę, ale nie jakieś drogie, takie w rozsądnej cenie. Pan poszedł na magazyn, a ja siedzę sobie spokojnie, i czekam, i patrzę na te wszystkie buty, i zastanawiam się, czego to ludzie nie wymyślą. Bieganie przecież to szybsze przebieranie nogami po podłożu nic specjalnego. Mija 5 minut i wyłania się doradca z trzema pudełkami butów. Wyjmuje jedna parę i każe mi je przymierzyć. Wkładam stopę  i…. mam WOW – tak to ten rozmiar 44 jest dobry. Idealny. Komfortowy. Boże, nie czuję buta na stopie. Robię parę kroków po sklepie, trochę truchtam. Pan się pyta o moje odczucia, na co ja: chłopie, czuję się jakbym chodził po trampolinie, te buty same niosą. Przymierzam następne dwie pary i tak samo czuję się jakbym był w innym świecie. Po dłuższej rozmowie z panem ustalamy, że najlepsze dla mnie będą te pierwsze. A teraz przechodzimy do sedna – cena. Pan wyskakuje do mnie, że buty kosztują 450 zł. No nie, ile że co ????? Tamte „STONKOWE” 150 i po trzech tygodniach padły, a tu chce 450 zł. Czy go Bóg opuścił. Doradca mi tłumaczy o technologiach, wykonaniu, dopasowaniu do stopy i mówi, że starczą mi na koło 1000 km. Chyba gość znów nie ogarnia matematyki, tygodniowo biegam 25 km a mam zamiar zwiększyć kilometraż, czyli mówi, że buty starczą mi na około 1 rok biegania? Dziwne.

Po długich namowach i dywagowaniu, czemu te a nie tamte tańsze, wychodzę ze sklepu z nowiuśką parą butów za 450 zł.

Wracam do domu cały zadowolony, przebieram się w strój do biegania i lecę na swoją ulubiona trasę. Czas minął błyskawicznie. Ba, nawet zrobiłem więcej kilometrów, bo aż 7, z czego jestem bardzo dumny. A buty? Spisały się świetnie.

Na 7 km nawet ich nie czułem na nogach.

Minęły dwa miesiące od zakupu butów i wiecie co, nie żałuje wydanych tych 450 zł na nie. To był najlepszy zakup. Nie dość, że buty nie zjadły mi stóp ani palców, to jeszcze biegam dłuższe dystanse. Łącznie wybiegałem w nich już 250 km, czyli porządna inwestycja, która się zwraca w postaci dobrego samopoczucia, mniejszej wagi i uprawiania sportu bez kontuzji.

Tags: No tags

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są *